03 stycznia 2015

Ulubione filmy i pyszne domowe lody o smaku korzennych ciasteczek



Święta minęły. Upłynęły pod znakiem jedzenia, picia, biesiadowania, leniuchowania i oglądania filmów. Filmów w ilościach nieskończonych. Nadrabialiśmy zaległości urządzając sobie seanse przetykane krótkimi drzemkami. Kanapa okazała się meblem równie ważnym jak stół.

Niektóre filmy lubi się albo nie. Niektóre obrazy zostają z tobą na dłużej, niektóre igrają z twoimi emocjami, niektóre rozśmieszają, a niektóre poruszają do głębi. Pamiętam jak pierwszy raz oglądałam Bliskie spotkania trzeciego stopnia. Miałam nie więcej niż 8 lat. Obraz walcowatej góry, która miała być miejscem spotkań z kosmitami wbił mi się w pamięć na lata. Na scenę wyjścia kosmitów ze statku w końcówce filmu patrzyłam z przerażeniem przez palce. Nie chciałam ich widzieć. Ułamek sekundy i jeden bardziej rozłożony palec wystarczył, aby przerażający wtedy dla mnie obraz kosmity utrwalił się w mojej głowie. Byłam wystraszona do głębi, a muzyczne akordy, które towarzyszyły tej scenie, siedziały mi w głowie przez wiele tygodni. Kiedy niedawno oglądałam ten film ponownie, byłam ciekawa jakie obrazy zapamiętałam jako dziecko. Tak jak myślałam kosmici okazali się wcale nie strasznymi, przerośniętymi, plastelinowymi, skośnookimi humanoidami, a film nie przetrwał, jak niektóre stare filmy, które z biegiem lat stają się klasykami - próby czasu. Zdałam sobie sprawę jak wielką rolę odgrywa wyobraźnia.
Wiele lat później oglądałam Łowcę jeleni. Wiele wtedy z tego filmu nie zrozumiałam, ale poruszył mnie do głębi i dowiedziałam się wtedy co film może zrobić z emocjami człowieka. Wiedziałam, że mam do czynienia z filmem wyjątkowym.
Od czasu Łowców Jeleni obejrzałam tysiące filmów i niektóre zostały ze mną na dłużej, niektóre sprawiły, że śmiałam się w głos, a niektóre doprowadziły mnie do płaczu, którego nie mogłam opanować. Wiem, że niektórych nie obejrzę po raz drugi, a do niektórych będę wracać w nieskończoność. Nigdy nie obejrzę po raz drugi Zielonej Mili, bo scenę uśmiercenia Johna Coffeya wpuściłam do swojej głowy i zamknęłam ją od razu głęboko, bo nigdy więcej nie uwolnię i nie chcę takich emocji jakie temu towarzyszyły.

Nie mam chyba specjalnie ulubionych filmów.
Pojawia się ich teraz tyle, że nowe stają się ulubionymi, a o tych starych już obejrzanych zapominam. Próbowałam stworzyć sobie listę, ale okazało się że przychodzą mi do głowy tylko filmy w miarę aktualne. Starszych nie mogę odtworzyć i przywołać w pamięci, bo pewnie te emocje, które towarzyszyły mi przy ich oglądaniu na przestrzeni lat, ulotniły się i osłabły, a sceny zapadające w pamięć na dobre się rozmyły.

Gdybym miała jednak przywołać moją ulotną pamięć do porządku i zmusić ją do wysiłku - ta niekompletna i absolutnie niewystarczająca lista przykładowych, ulubionych 20-stu filmów wyglądałaby tak:

1. Między słowami S. Coppoli - za historię, którą zrozumie ten, kto ją przeżył. Dla mnie to film o tęsknocie, o której wie się, że będzie z nami już zawsze, po tym wszystkim co mogłoby się wydarzyć, a nie wydarzyło, a jednocześnie z wdzięcznością, że mogliśmy to przeżyć. Bill Murray śpiewający More Than This. Senne, specyficzne, a jednocześnie tętniące ruchem i życiem Tokio. Był czas, że całymi tygodniami słuchałam My Bloody Valentines Sometimes. Tak, to bez wątpienia jeden z moich ulubionych filmów.
2. Niewinne kłamstewka (Les Petits Mouchoirs) G. Caneta - to film na którym śmiałam się w głos i płakałam jak bóbr. Słodko-gorzka komedia z grupą przyjaciół i wakacyjnym francuskim wybrzeżem w tle. Film o skrywanych emocjach, trudnych relacjach i przyjaźni, która zdaje się przetrwa więcej niż mogłoby się wydawać.
3. Cienista dolina R. Attenborough - z Anthonym Hopkinsem i Debrą Winger. Gdy opowiadałam ten film mojej mamie, wzruszyła się do łez nie oglądając go. Jedna z najpiękniejszych historii miłosnych jakie zdarzyło mi się oglądać na ekranie.
4. Sierpień w hrabstwie Osage J. Wellssa - absolutnie genialna saga rodzinna z gorzką ironią codzienności i demonami przeszłości którym nikt nie może sprostać. Kocham Meryl Streep (i B. Cumberbatcha, który również zagrał mniejszą rolę w tym filmie).
5. Co gryzie Gilberta Grape - L. Hallstroma - mądra dziewczyna nawet będąc przejazdem w małym miasteczku (w tej roli Juliette Lewis) potrafi dostrzec dobro i wyjątkowość w przeciętnym wydawało by się chłopaku (Johny Depp). Plus absolutnie fenomenalny Arnie (Leonardo di Caprio). Byłam przekonana, że jest to Autentycznie niepełnosprawny chłopiec specjalnie zaangażowany do tej roli. Jak dla mnie rola życia Leo, który już wtedy objawił swój wielki talent.
6, Siostra twojej siostry Lynn Shelton - trzech aktorów i historia tak nieprawdopodobna, że trudno uwierzyć, że tak mogło się stać. A jednak stało się, a film urzeka autentycznością, prostotą i grą aktorów.
7. Lepiej być nie może Jamesa L. Brooksa - o tym, że Jack Nicholson i Helen Hunt muszą się w sobie zakochać, to było wiadomo, ale od tego filmu śledzę role Grega Kinneara i filmy z jego udziałem (widzieliście Małą Miss?). Plus absolutnie genialny Verdell. Kto widział ten wie.
8. 33 sceny z życia Małgorzaty Szumowskiej - ten film wbił mnie w fotel i pomimo tego, że widziałam później sporo dobrych polskich filmów, ten po prostu utkwił mi w pamięci. Bardzo.
9. Melancholia Larsa von Triera - za to, że ten film tak bardzo rozczarował mnie za pierwszym razem, za drugim razem postanowiłam obejrzeć go trzeci raz. a teraz stał się jednym z moich ulubionych. Co nie oznacza, że będę chciała go zobaczyć raz jeszcze.
10. Imię róży J. J.Annauda - kryminał z klimatem średniowiecznej Europy w tle plus opactwo z Seanem Connery jako mnichem. Nic więcej nie trzeba mówić. Na podstawie książki Umberto Eco.
11. Pozwól mi wejść (Let me in) M. Reeves'a - jedyny film o wampirach (a raczej młodej wampirce), który zrobił na mnie wrażenie. Od tej pory śledzę karierę Chloe Grace Moritz.
12. Charlie S. Chbosky'ego - po prostu lubię filmy o szkolnej przyjaźni, a ten jest wyjątkowy. W jednej z ról Ezra Miller (z genialnego filmu z Tildą Swinton Porozmawiajmy o Kevinie).
13. Plan doskonały Spike Lee - tego oczekuję od kina sensacyjnego plus genialny scenariusz i fantastyczna gra aktorów. 
14. Celebrity W. Allena - mówią, że to niewypał w jego twórczości, ale ja generalnie nie lubię jego filmów, a ten podobał mi się wyjątkowo. 
15. Tajemnica Brookeback Mountain Anga Lee - Kowboje gejami? Nie do uwierzenia, prawda? Ale to jednak piękna historia o trudnej miłości z dwójką absolutnie genialnych aktorów: Jake'em Gyllenhaalem i Heathem Ledgerem. 
16. Fargo braci Coen - za Stevem Buscemim i zimnem które wdziera się pod kurtkę. Może irytujący i może nudny, ale musi się tu znaleźć.
17. Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi - z cudownym Simonem Peggiem. Naprawdę dobra komedia. Uważam, że lepsza niż Diabeł ubiera się u Prady.
18. Wyśnione miłości - odkąd obejrzałam ten film śledzę karierę Xaviera Dolana. Jego najnowszy film Mama to zupełnie inne kino niż Wyśnione Miłości, ale to on zapadł mi w pamięć.
19. Nothing Hill i wszystkie inne komedie z Hugh Grantem (np. Był sobie Chłopiec z genialną Toni Colette i Nicholasem Houltem) Tego jednak nie mogło tu zabraknąc. No i Spike...
20. Matrix - kino sci-fi inne niż wszystkie. Plus Keanu Reeves który był moją pierwszą miłością odkąd zobaczyłam go w teledysku z Paulą Abdul. 

Mogłabym wymienić jeszcze 50 innych filmów, które lubię. Ta lista jest zupełnie przypadkowa i bazuje na mojej chwilowej pamięci. Zabrakło tutaj wielu tytułów które przychodzą mi teraz do głowy, jak choćby: Dwunastu gniewnych ludzi, Misery, Przylądek Strachu, Bezsenność, Uśpieni, Gdzie mieszkają dzikie Stwory?, Pracująca dziewczyna i wielu innych m. in. polskich filmów.

Jeżeli mam się jednak jeszcze do czegoś przyznać, to uwielbiam serię z Harrym Potterem, a nie mogę przebrnąć przez Gwiezdne Wojny. O Północy w Paryżu to według mnie najnudniejszy film który widziałam (a raczej nie iwdziałam, bo nigdy nie obejrzałam go do końca). Nie przebrnęłam też przez serię Piraci z Karaibów, a na Sekretnym życiu Waltera Mitty wyszłam z kina...:(



Dziś przepis na fantastyczne, proste, domowe lody - bez potrzeby użycia maszynki do lodów. Lody na zasadzie mieszasz i mrozisz.
Inspirację zaczerpnęłam ze strony:
http://www.keepitsweetdesserts.com/no-churn-cookie-butter-ice-cream/

Składniki:
- 8 sporych łyżek kremu ciasteczkowego speculoos (gotowego lub z tego przepisu),
- 800 ml kremowej śmietany 30%,
- 500 ml słodzonego skondensowanego mleka.

Przygotowanie:
Krem ciasteczkowy mieszamy dokładnie w misce ze słodzonym skondensowanym mlekiem. W osobnym naczyniu ubijamy śmietanę kremówkę (nie na sztywno, musi być lekko ubita). Śmietanę łączymy chwilę mikserem z masą mleczno-ciasteczkową. Przekładamy do pojemnika z wieczkiem i wkładamy do zamrażalnika. To tyle :)
Lody są pyszne, kremowe i słodkie. Bardzo polecam :)
Może użyjecie chałwy zamiast kremu speculoos uprzednio dobrze ją rozdrabniając? 
To też dobry pomysł.




Do tego kawa z kardamonem :) podana z zagubionym na fartuchu "c".


Smacznego!

2 komentarze:

  1. Mniam, pyszne muszą być takie lody :)
    Ja ostatnio więcej niż filmów oglądam seriali. I rozpaczam, kiedy tylko pomyślę, jak długo będę musiała czekać na nowy odcinek "Sherlocka"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Sherloka uwielbiam, ale to ze względu na B.C. Ach ten głos!

    OdpowiedzUsuń