30 kwietnia 2014

Burgery z kaszy jaglanej


Zastanawiałam się jak zacząć wpis. Od zdania: Lubię mięso i prawdziwy pasztet to musi być z mięsa, a jeśli nie jest z mięsa nie nazywajmy go pasztetem (tutaj narażam się na ostracyzm ze strony wegetarian, którzy zapewne mają zgoła odmienne zdanie i tworzą skądinąd bardzo dobre pasztety np z soczewicy). Czy może: Niedługo wszystkie przepisy opierać się będą na kaszy jaglanej (jest w tym zdaniu trochę prawdy i moje subiektywne odczucie co do kierunku w jakim zmierzają dzisiejsze trendy żywieniowe). Z jednej zaś strony podoba mi się podejście do wykorzystywania zdrowych, naturalnych składników i odświeżanie tłustej z założenia polskiej kuchni, ale z drugiej strony co mam zrobić z tym, że lubię mięso?
Rozumiem ludzi, którzy go nie jedzą. Z różnych powodów. Zdrowotnych, smakowych, ideologicznych. Pasztet z soczewicy może być smaczny. Chętnie go spróbuję i zjem, ale to zdecydowanie nie moje smaki. To kwestia podniebienia, upodobań i przyzwyczajeń. Ktoś lubi kuchnię włoską, ktoś lubi kuchnię chińską, ktoś lubi ostre przyprawy, a kto inny delikatne. Myślę, że dla wszystkich na tym wielkim talerzu kuchni bezmięsnej i mięsnej musi znaleźć się miejsce – tak jak musi znaleźć się miejsce dla wszystkich składników z zestawu pt. „tradycyjny polski obiad” czyli ziemniaki, sos, sztukę mięsa i porcję surówki :)
No więc czy pasztet musi być z mięsa, tak jak burgery muszą być z wołowiny? No właśnie. Czy zawsze? Okazuje się, że nie. Jeśli dobrze doprawimy „niemięsne składniki” użyte w odpowiednich proporcjach, okazuje się że burgery można zrobić nawet z marchewki :) Polecam, bo są bardzo smaczne i warto dzielić się takimi przepisami, choć gdyby ktoś dziesięć razy częstował mnie burgerem z marchewki i tym z wołowiny – pewnie w ośmiu przypadkach na dziesięć wybrałabym ten z wołowiny. Tak wolę, to bardziej mi smakuje. Ale podkreślam - przepis jest godny polecenia.
My zjedliśmy burgery nie w bułce, traktując je bardziej jako placki – z jogurtowym sosem czosnkowym.



(Przepis pochodzi z bloga, który zdobył 1 miejsce w kategorii najlepszego bloga w kategorii Kulinarne w konkursie Blog Roku 2013. www.jadlonomia.com Najlepsze wegeburgery na świecie! - z moimi modyfikacjami)

Składniki (na około 10 kotletów):
- 2 szklanki startej marchewki,
- 1 i pół szklanki ugotowanej kaszy jaglanej,
- pół szklanki prażonego słonecznika,
- 1/3 szklanki prażonego sezamu,
- 1 czerwona cebula,
- pół szklanki tartej bułki,
- 1/4 szklanki oleju,
- 3 łyżki mąki,
- 2 łyżki sosu sojowego,
- łyżeczka suszonego imbiru,
- 1/4 łyżeczki chili,
- sól i czarny pieprz,
- jajko (opcjonalnie - użyłam go bo obawiałam się że kotlety się rozpadną, ale wiem od osób które jajka nie używały, że kasza jaglana dobrze wiąże masę i nie rozpadają się podczas przekładania). 

Przygotowanie:

Wszystkie składniki wkładamy do miski i dokładnie mieszamy (można dodać jajko). Jesli masa lepi się za bardzo dodajemy odrobinę tartej bułki, gdy jest zbyt sucha odrobinę oleju).
Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni. Z masy formujemy kotlety w kształcie burgerów i układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy 30 minut. W połowie pieczenia obracamy na drugą stronę.


Smacznego!

18 kwietnia 2014

Kruche ciastka zajączki


Nie są to zajączki, które wyglądają jak Marcin Prokop w reklamie T-Mobile i Paweł Małaszyński w reklamie Playa ;) Kiedy nie jest się doskonale wygładzonym, równym i idealnym (a przecież nie o to chodzi) z pomocą przychodzi słowo rustykalny. Choć w odniesienie do wielkanocnych zajączków chyba nie bardzo ono pasuje.
Kiedy oglądam okładki magazynów i mijam wielkie billboardy z których uśmiechają się do mnie symetryczne, perfekcyjne i jednakowe twarze myślę sobie, że w idealnym świecie musi panować straszna nuda.
Pewnie, że chcemy zaprezentować się jak najlepiej, więc uciekając od hipokryzji, kiedy T. robi mi zdjęcie na którym wyglądam naprawdę (w moim odczuciu) źle i mówię: O boże! Skasuj to szybko! - T. patrzy na mnie i mówi: No tak wyglądasz... Faktycznie. Ma rację. Przecież ci co mnie znają wiedzą jaka jestem i wiedzą jak wyglądam, nie muszę więc udawać kogoś, kimś nie jestem. Piszę to, bo martwi mnie to ciągłe dążenie do bycia perfect. Piszę to ja, siedząc rozczochrana, w kapciach, bez makijażu i gdyby ktoś teraz zapukał do drzwi, nie nałożyłabym na głowę papierowej torby, tylko z uśmiechem otworzyła drzwi (chyba:)

Wszystkiego dobrego na święta! Pozwólmy sobie na odrobinę dystansu i bycia nieidealnym. Tak jak zajączkowe ciastka. Idealne, bo każde z nich jest inne, a przez to wyjątkowe :)







14 kwietnia 2014

Przepiórcze jajka po szkocku z imbirem


Nie wiem dlaczego te jajka nazywają się po szkocku. Dorabiam do tego historię, która może być prawdziwa, w myśl, że prawdziwy Szkot oszczędzając na mielonym mięsie wypełnia klopsa ugotowanym jajkiem. I jeśli jest to historia prawdziwa - to bardzo dobrze, bo jajka są fantastyczne, bardzo smaczne i naprawdę ładnie się prezentują.

Pierwszy raz jadłam je trzy lata temu w jeden ze świątecznych Wielkanocnych wieczorów, kiedy historiom, śmiechom i opowieściom nie było końca, z kuchni dobiegało miarowe stukanie noża o blat, wynikające z przedokładnego, idealnego (i strasznie długiego) siekania jajek, grzybków i korniszonów do tatarskiego sosu, a wszyscy przy niezliczonej ilości śmiechu palili cygaro niczym Hugh Laurie w jednym z odcinków Housa, przenosząc je z rąk do rąk ...: ) Ale to już zupełnie inna historia...



(Przepis inspirowany, ale wersja własna, domowa)

Składniki:
- 12 przepiórczych jajek,
- 0,5 kg mielonego mięsa z kurczaka lub indyka,
- 2 łyżki siekanej natki pietruszki,
- łyżeczka świeżego imbiru startego na tarce o drobnych oczkach,
- odrobina startej gałki muszkatołowej,
- płaska łyżeczka soli,
- 3 łyżki tartej bułki do farszu i kolejne 3 do panierowania.
- 1 surowe jajko,
- olej do smażenia.

Przygotowanie:
Przepiórcze jajka ugotować na twardo (3-4 minuty wystarczą) i obrać ze skorupek.
W osobnej misce wymieszać dokładnie wszystkie pozostałe składniki.
Obtaczać masą jajka i formować owalny kształt jajek obtaczając je w tartej bułce (masa lepi się do rąk, obtaczanie w tartej bułce pomaga).
Obtoczone w bułce jajka-klopsiki smażyć na dobrze rozgrzanej patelni z olejem, po kilka minut z każdej strony.
Podawać letnie, lub na zimno - jako przekąskę - oczywiście przekrojone na połówki.





Smacznego!

13 kwietnia 2014

Keks angielski i jak powstaje wpis


Lubię keks ale pod warunkiem, że jest na ucieranym maślanym cieście i że ma dokładnie takie bakalie jakie lubię. Pamiętam kupowane gotowe keksy z ciasta półdrożdżowego z kandyzowanymi bardzo słodkimi owocami, często w kolorach wściekle zielonym, pomarańczowym i czerwonym. To nie dla mnie. Dlatego też przygotowałam keksa z takimi bakaliami jakie lubię najbardziej. Wam radzę zrobić tak samo.

Ale ma być też o powstaniu wpisu, czyli od pomysłu i potrzeby do konkretnego posta. Nierzadko jest tak, że myślę o tym co zrobić, ale często opisuję i fotografuję to, co akurat mamy na stole. Jeśli coś jest dobre, warto dzielić się tym z innymi. 
Czasem myśl płynie wartko i gładko, a czasem po prostu daję sam przepis, bo nijak nie jestem w stanie przelać myśli "na papier". "Lubię jak piszesz, pisz jak najwięcej, strasznie fajnie się to czyta"! "Za dużo zdjęć! Po co aż tyle!" "Dodaj koniecznie rozdział o drinkach! Nigdy nie wiem co zrobić!" "Obiady, szybkie obiady. Nigdy nie mam pomysłu!" "Za dużo tekstu! Wolałabym, żeby był tylko sam przepis" "Dodaj koniecznie przycisk do drukowania!". Wszystkie uwagi biorę oczywiście do serca, ale muszę to robić po prostu po swojemu. Kiedy zaglądam na inne blogi z zazdrością patrzę na czyjeś zdjęcia, stylizacje, pomysły i obiecuję sobie, że od jutra będę: robić zdjęcia z dalszej perspektywy, będzie więcej białego tła, mniej tekstu, albo jedno zdjęcia, maksymalnie dwa i koniec, więcej prostych rzeczy, albo bardziej wymyślnych, skomplikowanych.. Ale gdy przychodzi co do czego to i tak wszystko robię po swojemu, swoją ręką, swoim stylem. Po mojemu. 
Chciałabym częściej. Ale zwyczajnie nie mam czasu. Powstanie wpisu to wcale nie jest taka szybka sprawa!

06 kwietnia 2014

Faszerowane pieczone ziemniaki

 

W myśl pierwszej i najważniejsze zasady z Fukushimy, iż "reaktor należy wygaszać stopniowo", po ostatnich dość intensywnych weekendach postanowiliśmy poprzestać w piątek i sobotę na zgoła innym niż do tej pory paliwie i stąd w niedzielny ranek rześcy i wypoczęci jak skowronki ruszyliśmy w poszukiwaniu rowerów w celach zakupowych do miejsca, w którym zatrzymał się czas i można kupić dosłownie wszystko/ http://www.gielda.poznan.pl
Czułam się jak w kingsajzie, otoczona przez przedmioty, których już dawno nie ma na naszych półkach, a które mogą jedynie zalegać w garażach, piwnicach i przykurzonych strychach wszystkich chomików, zbieraczy i sentymentalistów, którzy nie są w stanie pozbyć się rzeczy, wykluczonych nagle i nieodwołalnie przez przykładne żony i porządnickie panie domu z zajmowanego dotąd miejsca. Białe i plastikowe krajalnice, super-ultra wytrzymałe i pokryte niezliczoną ilością powłok patelnie, blendery i inne multifunkcjonalne przyrządy zakupione na raty w telezakupach Mango wyparły wyniesione na strych czyszczone popiołem z wielką pieczołowitością patelnie i drewniane młynki do kawy z wysuwaną szufladką. Jak przypomnę sobie, ile fantastycznych rzeczy wyrzuciłyśmy kiedyś na śmietnik przy niejednym generalnym, świątecznym sprzątaniu, to aż łza w oku się kręci.

"Ma Pan Borewicza?" - pyta młody chłopak sprzedawcę aut miniaturek. "Borewicza nie mam, ale za to całkiem niezłe Coupe. Bierz pan panie - toż to gratka!" Mijamy stół na którym piętrzą się ubrania oparzone tekturową tabliczką WSZYSTKO PO 2 ZŁOTE. Wchodzimy do hali ze starociami. Pytam o duży talerz w miniróżyczki. "170 złotych" - rzuca zza okularów leciwa, starsza pani. "No mogę opuścić do 160 zł". Minę mam nietęgą, bo przechodząca obok bizneswoman z blond lokami patrzy na mnie z wyrzutem i mówi: "Przecież to Rosenthal"! Wychodząc natykamy się na pana z wielkim pudłem. Chcąc nie chcąc zerkam do środka i widzę kolejkę, którą bawiłam się jak byłam mała. "Ooo! Dotykam wagonika - miałam taką samą!" Gość łypie na mnie spod oka: "To model z 57 roku. Oryginalny". Eeee. To chyba jednak nie ta. Idziemy dalej. Na jednym ze stołów piętrzą się podróbki okularów. Przymierzam te z białymi oprawkami. "Nie chcę być nieuprzejmy złociutka, ale Pani twarz wydaje się w nich bardziej okrągła". Bardziej??? Okrągła??? Pani z Panem i dwójką dzieci targują się przy jednym ze stołów obładowanych pamiątkami rodem z prl-u. Na samej górze leżą dwie różowe torebki upstrzone cekinami i cyrkoniami. "Po ile ta mniejsza różowa?" "Po dwadzieścia." "Dam trzynaście." "Osiemnaście." "Piętnaście." "Siedemnaście." "To może szesnaście?" "Siedemnaście mówię i koniec, niżej nie zejdę". Widzę wahanie i napięcie, a oczy małej robią się okrągłe. No dobrze - mówi ojciec - strasznie drogo, ale wezmę. Po dwóch godzinach chodzenia wracamy się po plastikową, czerwoną lampkę misia. Proszę pana, czy ona na pewno działa i się pali? - pytam głupio. "Oczywiście! Był tu taki jeden przed panią i pokazywałem mu, że się pali. A on, że nic nie widzi, to ja mu mówię, że przecież nic nie zobaczy bo słońce za mocno świeci". Faktycznie świeci jak diabli. Kupujemy. Wychodzimy ubożsi o 70 złotych. Z czerwoną lampką misiem, talerzykiem we fiołki, trzema podróbkami okularów i dwiema apaszkami ze stołu "wszystko po 2 złote". 
Wracamy bez rowerów. 
Aha, lampka się nie pali.

03 kwietnia 2014

Ciastka razowe z płatkami owsianymi


Jest kilka powodów, aby zamiast rurek z kremem i pączków z lukrem jeść razowe ciasteczka:
 
1. post
2. zmiana garderoby na wiosenną (dlaczego spodnie z zeszłego sezonu są tak ciasne w pasie?)
3. zapobiegnie spadkom i wahaniom poziomu glukozy, która dopada nas permanentnie w pracy, dokładnie w tym momencie, gdy złośliwy ochotnik rzuci w eter mimochodem, że wybiera się właśnie do cukierni i może ktoś ma ochotę na coś słodkiego.
4. mocne postanowienie, iż w tym roku jednogłośnie zostanie się obwołaną miss bikini wybrzeża bałtyckiego (lub jakiegokolwiek innego), a pareo czy szorty będą leżały głęboko na dnie wakacyjnej walizki.
 
Znam takich, którzy omijają to w sposób zgoła inny. Chcąc być fair wobec siebie i swojego sumienia, trzymając się swojej żelaznej i nienaruszalnej zasady dopuszczają kilka wyjątków. Zaliczają się do nich m. in: banany, mandarynki, owocowe jogurty, płatki owsiane i kaszka manna instant, ciastka petit-beurre, ciasteczka z płatków owsianych, razowe i przede wszystkim orkiszowe. Całkiem się z tym zgadzam. Pewne odstępstwa od reguły po prostu muszą być akceptowalne.

01 kwietnia 2014

Pieczony karp z sosem jabłkowo-chrzanowym i surówką z pora


Jedzmy więcej ryb mówi się wszędzie i całkiem się z tym zgadzam. Są zdrowe, lekkostrawne i wbrew pozorom bardzo proste w przygotowaniu. Do większości wystarczy odrobina masła, cytryna, sól, cebula i czosnek.
Karp smakował mi zawsze. Zapachu smażonego na maśle karpia nie da się porównać z niczym innym. Nie jest prawdą, że pachnie mułem. Wszystko jest kwestią odpowiedniego przyrządzenia.
Na karpia trzeba mieć sposób. Warto odpowiednio wcześniej dobrze go oprawić, oczyścić i pokroić w zgrabne dzwonka. Można go zamrozić - nie wiem ile w tym prawdy, ale podobno jest wtedy smaczniejszy :).


Jak więc przygotować dobrego karpia?

Jest na to bardzo prosty sposób.

Dzień przed przyrządzeniem, oczyszczone, oprawione i pokrojone w kawałki dzwonka karpia należy posolić i przełożyć warstwami pokrojonej w plastry cebuli i pokrojonego w plasterki czosnku.
Wkładając tak obłożoną rybę do lodówki na noc, koniecznie należy okryć ją folią spożywczą, bo intensywny zapach cebuli i czosnku może wypełnić całą lodówkę.
Następnego dnia należy ściągnąć i wyrzucić czosnek i cebulę i mamy gotowego do przyrządzenia karpia :)
Według mnie najlepszy jest ten obtoczony tylko w mące i smażony na oliwie z dużą ilością masła.

Tym razem postanowiłam go upiec. Bez panierki. Bez dodatkowego tłuszczu.  Dawno nie jadłam tak pysznej ryby.


Po wyjęciu z piekarnika
(przepis własny)

Składniki na 4 osoby:
- 1 cały karp (około półtorakilogramowy przed całą obróbką) pokrojony w dzwonka, przyrządzony i oprawiony wg sposobu powyżej, czyli posolone dzwonka obkładamy na noc cebulą i czosnkiem (2, 3 cebule i 3, 4 ząbki czosnku wystarczą).
- 2 łyżki oliwy,
- 2 średnie czerwone cebule,
- 1 cytryna i trochę dodatkowego soku z cytryny do doprawienia ryby,
- łyżeczka suszonego majeranku,
- sól i pieprz do smaku,
- opcjonalnie odrobina masła włożona na karpia 10 minut przed wyjęciem z piekarnika.

Przygotowanie:
Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia. Smarujemy papier oliwą, żeby ryba nie przywarła podczas pieczenia. Rybę jeszcze delikatnie solimy i posypujemy odrobiną majeranku. Układamy ją na blasze. Skrapiamy sokiem cytrynowym. Posypujemy wiórkami czerwonej cebuli i obkładamy plasterkami cytryny.

Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 190 stopni przez około pół godziny. Ostatnie 10 minut pod funkcją grill.

Rybę możemy podać z sosem jabłkowo-chrzanowym i surówką z pora.

Składniki na surówkę z pora:
- 1 duży lub 2 średnie pory,
- połowa jabłka obranego ze skórki i startego na tarce o grubych oczkach,
- łyżka jogurtu typu greckiego,
- łyżka majonezu,
- sól i pieprz do smaku.
Przygotowanie:
Pora dokładnie umyć, przekroić na pół i pokroić w piórka. Przełożyć do miski i zalać wrzątkiem (robię tak, bo gdy zmięknie lepiej smakuje w surówce i nie jest tak bardzo intensywny w smaku). Po około 5-7 minutach przerzucamy pora na sito i przelewamy zimna wodą. Dokładnie odciskamy z nadmiaru wody. Dodajemy pozostałe składniki i mieszamy.

Składniki na sos jabłkowo-chrzanowy.
- 2 duże łyżki jogurtu greckiego,
- 1 łyżka utartego chrzanu ze słoiczka,
- połowa jabłka obranego ze skórki i startego na tarce o grubych oczkach,
- sól i pieprz do smaku.
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać.


Smacznego!