05 listopada 2014

Placuszki z kabaczka (lub cukinii)




Przyklejam nos do zaparowanej szyby. Wycieram niewidoczność ręką i robię sobie małe okno na świat. Okno jest tak małe, że wytężam wzrok i szukam dalszego planu. Zauważam to czego przez duże okno nie da się zauważyć, bo z reguły skupiam wzrok tylko na tym co najbliżej. Jest wyjątkowo ciepło. Pewnie przez to wszystko paruje...
Mam pół dnia wolnego. Z rozpiętą kurtką i szalikiem w torbie obliczam w myślach pozostały czas na załatwienie jednej, drugiej i trzeciej sprawy. Zdążę ze spokojem. O 14 tej nikt się nie spieszy. W autobusie chichoczą nastolatki pewnie wracając ze szkoły i głośno debatują starsi ludzie pewnie wracając z zakupów. Gdy wysiadam, mijam znajome miejsca, ale mam okazję nie spiesząc się przystanąć tu i tam. Jestem głodna. Zaglądam przez szybę do bistro, którego nigdy wcześniej nie zauważyłam. Blaszak. W środku wszystkie miejsca zajęte. Czysto. Modna tablicowa farba z menu i uśmiechnięta dziewczyna za ladą. Pięć pozycji, w tym o dziwo poznańskie pyry z gzikiem. Biorę małą porcję gulaszowej i pyry z gzikiem. Jedzenie zaskakująco dobre, a płacę grosze. W warzywniaku nieopodal kusi olbrzymia kiść jarmużu. Chciałam zrobić go w sobotę, nie wiem czy wytrzyma? „Pani przyjdzie w piątek – mam codziennie. Zapraszam”. Zanim kupię drożdżówkę wchodzę do kilku cukierni. Nie potrafię podjąć decyzji od razu, na którą mam ochotę. Zawsze dopytuję. A ta, a ta z czym? A to ciastko francuskie to z czym? Pamiętam jakie tu kolejki się ustawiały na andrzejki po pączki z różą wiele lat temu – mówię do sprzedawczyni. „Proszę Pani dawno już takich kolejek nie ma – ludzie teraz albo sami pieką albo przyjdą po babkę i drożdżówkę – odpowiada. Kolejek dawno już nie pamiętam, a pracuję tutaj 15 lat”. W pobliskiej budce mały sznurek po kurczaki z rożna. Ten bierze pół, ten całego, znikają w mgnieniu oka. "Na mnie Pani patrzy czy na kurczaki?" – pyta sprzedawca nakładając klientom do torebek. Przepraszam - zamyśliłam się  - mówię i odchodzę, bo trudno wytłumaczyć fakt zapatrzenia się w kurczaki z rożna po zjedzeniu małej (lecz w sumie sporej) porcji gulaszowej - nawet samej sobie : )

Wszystko o 14-tej wygląda inaczej, niż kiedy po 17-tej w pośpiechu mijam to miejsce. W zwolnionym tempie rzeczy nabierają znaczenia, ludzie pasują do miejsc, a dialogi z pozoru błahe mają sens. Tak jak przez zaparowana szybę w autobusie z małym oknem na świat o godzinie 14-tej, kiedy wszystko zwalnia, widać znacznie więcej.



(Przepis pochodzi z książki Hanny Szymanderskiej - Kuchnia Polska - zmodyfikowałam go o dodatek mąki).
Książka zawiera wszystkie porządne i nieudziwnione przepisy na wszelkie możliwe dania kuchni polskiej. Jest wyjątkowa na tle tylu pięknych, cudownie ilustrowanych książek (lecz w większości bardzo do siebie podobnych). Nieprzeładowana, acz wyczerpująca, prosta lecz nie banalna. Szczerze polecam.

Placki z kabaczka - składniki:
- przesmażona w kostkę na oliwie 1 cebula,
- 1 spory kabaczek lub dwa mniejsze (lub 2 młode cukinie),
 - 4 łyżki mąki pszennej,
- 1 łyżka mąki ziemniaczanej,
- 3 jajka,
- 200 g twarogu,
 - sól i pieprz do smaku,
- spora łyżka nasion czarnuszki,
 - olej do smażenia.

Przygotowanie:
Kabaczki (lub cukinię) zetrzeć na tarce na grubych oczkach. Posolić i odstawić na około 5 minut. Po tym czasie delikatnie odcisnąć.  Przesmażyć na patelni z odrobiną oleju. Ostudzić. Dodać mąkę, jajka, taróg, sól, przyprawy i cebulę. Całość dokładnie wymieszać. Na patelni dobrze rozgrzać olej. Formować niewielkie placuszki i nakładać łyżką. Smażyć po kilka minut z każdej strony.

Smacznego!

1 komentarz:

  1. Świetne placki, robiłam podobne wczoraj na obiad, zaskoczyły mnie smakiem :)

    OdpowiedzUsuń