Kiedy dziś spiesząc się z pracy do domu przechodziłam przez park omijałam slalomem piękne, dopiero co "wyklute" z łupin kasztany. Mnóstwo kasztanów. Niczego nie da się porównać z dotykiem lśniącej, gładkiej powierzchni kasztana. Trzymany w ręku po chwili staje się ciepły. Ludzie mijali mnie w pośpiechu zapewne też spiesząc się do domu i niestety nikt ich nie zbierał. Aż mnie korciło żeby zebrać parę i włożyć do torby.
Chyba każdy z nas robił ludziki z kasztanów. Wystarczyło parę zapałek, pomoc taty w zrobieniu dziurek i kasztanowy ludzik był gotowy. Moja półka przyozdobiona była liśćmi, mchem i kłaczkami waty. W królestwie obejmującym niewielką półkę mojej meblościanki rządziły kasztanowe ludziki.
Jak niewiele, a jednocześnie jak wiele mieliśmy. Nie ograniczało nas nic poza wyobraźnią. Liście babki były banknotami, kamienie bilonem. Wystarczyło wymieszać ziemię z wodą i wrzucić parę liści, a wszyscy na podwórku przychodzili do nas na najlepszą błotną zupę. Siedzieliśmy w piaskownicy ile się dało i szczerze to pewnie nikt nawet nie pomyślał czy sikają do niej psy lub koty. Biegaliśmy po całym osiedlu grając w podchody czy szukanego. Szczytem luksusu było wyproszenie od mamy starego koca i kilku klamerek. W domku urządzonym w pobliskich krzakach z nieprzemakalnym dachem z koca, potrafiliśmy siedzieć godzinami. Nikt nie zwracał uwagi na to, że mogliśmy spaść z trzepaka wisząc głową w dół robiąc wisielca. Na naszym podwórku rosło wielkie drzewo morwy i gdy zgłodnieliśmy jedliśmy świeżo opadłe owoce prosto z ziemi. Skakaliśmy po rowach i szukaliśmy najlepszego miejsca na "kryjówki". Wystarczył kawałek gumy, kawałek kredy lub piłka. Nikt nie siedział w domu. Wymyślaliśmy niestworzone rzeczy, a nigdy nic nam się nie stało.
Pamiętam, że robiąc kasztanowe ludziki, bardzo chciałam sprawdzić co kryje się pod jego lśniącą, gładką powierzchnią. Rozłupana skorupka kryła tylko miękkie, niepozorne, białawe wnętrze.
Najważniejsze jednak, że miałam okazję się o tym przekonać.
Żałuję, że dziś spiesząc się do domu nie wrzuciłam paru lśniących kasztanów do torby.
(Przepis pochodzi z Palce Lizać, numer z 2 września 2014)
(z moimi modyfikacjami)
Składniki:
na ciasto:
- 250 g mąki,
- 150 g masła,
- 2 żółtka jaj,
- szczypta soli,
- 3 łyżki zimnej wody.
na farsz:
- kilka łyżek oliwy,
- 150 g wędzonego boczku,
- 1 duży por (tylko biała część),
- 2 cebule,
- 2 twarde jabłka,
- 150 g sera z błękitną pleśnią,
- 2 jajka,
- szklanka płynnej śmietany 18%,
- sól i pieprz.
Przygotowanie:
Mąkę z solą przesiej do miski. Dobrze schłodzone masło pokrój w kostkę, dodaj do mąki i zagniataj rękami. Kiedy składniki zaczną się łączyć dodaj żółtka i dodaj wodę. Szybko zagnieć i uformuj wałek z którego odcinaj plastry o grubości 0,5 cm. Wyłóż nimi tortownicę lub formę do tarty o wymiarach 28 cm. Schowaj do lodówki na pół godziny.
Wędzony boczek pokrój w kosteczkę i podsmaż na patelni do lekkiego zrumienienia. Odłóż na bok. Na tej samej patelni z dodatkiem kilku łyżek oliwy przesmaż do miękkości pokrojonego w talarki pora i pokrojoną w kostkę cebulę. Dodaj tymianek, przesmażony boczek i dopraw solą i pieprzem. Jabłka razem ze skórką pokrój w grubszą kostkę. Dodaj do reszty farszu.
Piekarnik nagrzej do 190 stopni. Tartę wstępnie zapiekaj bez farszu przez około 20 minut.
Temperaturę piekarnika obniż do 180 stopni. Farsz przełóż na podpieczoną tartę. Posyp pokruszonym serem pleśniowym. Śmietanę wymieszaj z jajkami, dopraw solą i pieprzem. Zalej farsz i zapiekaj na złoto w piekarniku przez około 30 minut.
Smakuje dobrze na ciepło i na zimno :)
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz