Za co kochamy naszych rodziców? To chyba najtrudniejsze i najłatwiejsze zarazem pytanie jakie można postawić.
Rodzice i nasze do nich
podobieństwo.
I niepodobieństwo zarazem.
To ile im zawdzięczamy.
Odziedziczone cechy charakteru, które sprawiają,
że jesteśmy tacy jacy jesteśmy.
Na kilku zdjęciach, które przeglądałam ostatnio mam położoną torebkę
na kolanach.
Tak samo jak mama.
Tak samo od niedawna maluję usta na czerwono, a
kiedyś nie przyszłoby mi to do głowy.
Tak samo zaczynam denerwować się przed
każdym wyjazdem.
Choć nie muszę pakować się parę dni wcześniej.
Tak jak tatę cechuje mnie pewnego rodzaju „permanentne
zdenerwowanie”, które wcale nie wyklucza mojej serdeczności i optymizmu. Na
permanentne zdenerwowanie składa się obserwacja, dostrzeganie, wyciąganie
wniosków, nie tkwienie w marazmie i stagnacji i reakcja na wszystko z czym się
nie zgadzamy, co nas denerwuje, co powinno być lepsze i co budzi nasz sprzeciw.
Przykład? Po prostu obydwoje nie potrafimy ustać w długiej kolejce do kasy, kiedy
wszystkie obok są wolne. Zgadniecie kto zabierze głos i zapyta: Czy może Pani
po kogoś zadzwonić?
Podziwiam opanowanie innych ludzi, którzy g o d z ą s i ę na
pewne rzeczy, a co najgorsze podejrzewam, że w ogóle ich nie d o s t r z e g a
j ą. Podziwiam, bo nie muszą się denerwować, ale też nie rozumiem, bo to
nasze zdenerwowanie z czegoś wynika. Z chęci sprawienia, żeby świat był po prostu
lepszy.
Nie oznacza to w ogóle, że jestem niegrzeczna i nieuprzejma. Chyba jestem jedyną z niewielu osób w naszym osiedlowym sklepie do których z daleka kasjerki machają i krzyczą dzień dobry J
Z uśmiechem wpisuję na czarną listę rzeczy które mnie denerwują. Aktualnie poza mlekiem zero procent (nie wiem w jakich okolicznościach się na niej znalazło), są na niej radary, słowo „pięset” z pewnej reklamy, od którego po prostu cierpnie mi skóra i całe to dziwne towarzystwo z okładek kolorowych czasopism z torebkami za 10 tys. Nie potrafię zrozumieć jakie to ma znaczenie, czy torebka założona drugi raz traci na znaczeniu? I czy to naprawdę a ż t a k i s t o t n e? I co musi siedzieć w głowach ludzi, którzy uważają że to jednak j e s t i s t o t n e. I nie dociera do mnie tłumaczenie, że jak posiada się miliony to człowiek ma po prostu inną hierarchię potrzeb. Pewnie tak jest, ale ja nie pobiegłabym do salonu po nowego land rovera czarny metalic, który pali pewnie 20 litrów paliwa na mieście. Nie i po prostu nie.
Mam porywczy charakter. Żywo reaguję kiedy coś mnie zdenerwuje. Pytam, kiedy czegoś nie wiem. Nie potakuję z uprzejmości i nie robię tego, na co nie mam ochoty (choć czasem muszę). Lubię normalnych ludzi, którzy niczego nie udają, z którymi dobrze spędza się czas i przy których ja czuję się sobą.
Jestem tak naprawdę najbardziej optymistycznie nastawioną do życia
osobą jaką znam. Wbiłam sobie do głowy słowa taty, który zawsze mi powtarzał:
Pamiętaj, z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Jestem empatyczna, wrażliwa,
serdeczna, emocjonalna, potrafię opanować i poddać się bez obaw każdej
sytuacji. Potrafię się dobrze zachować. Wiem, że nie można sprawiać komuś
przykrości bez powodu. Wzruszają mnie czyjeś łzy. Nie potrafię przejść
obojętnie wobec kogoś, komu dzieje się krzywda. Patrzę na innych ludzi bez
zazdrości. Nie
muszę jechać na wakacje do kurortu, aby wyrwać się do innego świata z pustej
relacji.
Kocham moich rodziców za to, że nie mam kompleksów, które w czymkolwiek by mnie ograniczały.
Za to, że wiem że nie trzeba być dla wszystkich.
Że ja też jestem ważna.
Ale przede wszystkim, za to, że lubię siebie.
Naprawdę siebie lubię.
Wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzących Imienin Mamo!
(przepis własny)
Zamiast sernika na jednej blaszce można zrobić mini-serniczki w formach na muffiny.
Powinno wyjśc około 12 sztuk.
na formę o wymiarach 24 cm
Składniki:
Na spód:
- 200 g ciastek petit-beure,
- 2 łyżeczki kakao,
- spora łyżka masła,
- 1 spora łyżka cukru pudru.
Masa:
- 1 kg sera sernikowego z wiaderka (polecam Pilos - do nabycia w Lidlu, Piątnica i ostanie odkrycie ser Delfiko - niekwaśny, gęsty o zwartej strukturze),
- 2 jajka,
- 8 czubatych łyżek cukru pudru,
- pół szklanki mleczka kokosowego,
- 3/4 szklanki wiórków kokosowych.
- 1 opakowanie borówek,
- 1 opakowanie malin.
Przygotowanie:
Ciastka zmiksować w malakserze. Dodać kakao, cukier puder oraz masło i bardzo dokładnie wymieszać. Wymieszać do powstania tzw. mokrego piasku. Wylepić masą tortownicę wyłożoną papierem do pieczenia.
Piekarnik nagrzać do temperatury 170 stopni.
Mikserem ubić jajka z cukrem na puszystą masę (około 6-8 minut). Stopniowo po łyżce dodawać ser. Na koniec dodać mleczko kokosowe i wiórki kokosowe. Wszystko dokładnie wymieszać. Masę wyłożyć na przygotowany spód. Na masę wyłożyć owoce. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec około 45 minut.
Smacznego!
Wygląda bardzo apetycznie, no i ten kształt...:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo lubię tą blaszkę. Kupiłam ją kiedyś w Duka (Duce?) na wyprzedaży i od tego czasu dobrze się spisuje.
Usuńpiękne serce! :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńNie jest to może najpiękniejszy sernik świata, ale smakuje pysznie. Dobrze mu robi oczywiście noc w lodówce :)
UsuńWspaniałe życzenia dla mamy :)
OdpowiedzUsuńA ciacho musiało smakować bajecznie :)
Też mam taką formę i bardzo ją lubię :)
Dziękuję bardzo :)
Usuń