17 listopada 2013

Domowy bigos, jeden garnek i jesień w pełni


Każda pora roku kojarzy mi się z innym jedzeniem. Tak jak wiosną nie mogę doczekać się pierwszych świeżych owoców, malin czy truskawek, z niecierpliwością czekam na szparagi, tak jesienią mam ochotę na gotowanie jednogarnkowych, mocniej przyprawionych, aromatycznych potraw, których zapach rozchodzi się po całym domu.
Kiedy dwa lata temu jesienią zmuszeni do wynajmowania przez trzy miesiące mieszkania, (kiedy nowe było dopiero w fazie „formowania”) nie mogliśmy przekonać się do istniejącej w nim kuchenki indukcyjnej – nie gotowałam prawie wcale. Pamiętam więc pierwszy dzień w nowej kuchni, kiedy siatki wypełnione po brzegi jesiennymi warzywami zajęły cały kuchenny blat, a ja stawiałam na palnikach gazowych cztery garnki z uczuciem radości i ulgi, że wreszcie mogę sobie pogotować. Przygotowałam wtedy leczo, warzywne curry, zupę jarzynową i zapiekankę z brukselki.
Tak trudno jest wyobrazić sobie latem, kiedy o godzinie dwudziestej słońce świeci jeszcze wysoko na niebie, że wkrótce nadejdzie zima i już o szesnastej będzie ciemno. Przychodzi zima, ciemność o szesnastej staje się faktem i znowu tak trudno wyobrazić sobie, że były takie dni, że jedynym ratunkiem dla schłodzenia naszej skóry był wentylator i kostki lodu wrzucone do szklanki z wodą mineralną, dopełnionej plasterkiem cytryny i listkiem mięty.

Każda pora roku wymusza na nas robienie innych rzeczy. Częściej mam ochotę pospać dłużej w weekend, bo latem tylko kiedy robi się jasno – wstaję, bo szkoda mi każdej minuty upływającego dnia.
Grzane piwo z miodem i startym imbirem smakuje tylko jesienią.
Nawet książka czytana przy sztucznym świetle wieczornej lampy domowego zacisza „smakuje” inaczej niż ta czytana w letnim, jasnym świetle południowego słońca przy wtórze bzyczących owadów, dalekiego hałasu szosy, krzyczących na placu zabaw dzieci i pobrzmiewającego w tle rozgrzanego powietrzem miejskiego gwaru.
Kiedy przychodzi jesień mam ochotę na jednogarnkowe potrawy.
Na bigos.

Składniki (na naprawdę duży garnek bigosu):
- 1,2 kg białej kapusty,
- 1 kg kapusty kiszonej,
- ok. 20 dkg kiełbasy typu jałowcowa,
- ok. 20 dkg kiełbasy zwykłej,
- ok. 50 dkg karkówki,
- ok. 10 dkg chudego boczku,
- dwie duże cebule,
- szklanka czerwonego wina,
- 3 listki laurowe,
- 5 ziaren ziela angielskiego,
- kilka suszonych grzybów,
- garść suszonych śliwek,
- 3 czubate łyżki koncentratu pomidorowego,
- 3 czubate łyżki powideł śliwkowych,
- olej do smażenia,
- sól i pieprz do smaku.

Przygotowanie:
Kapustę białą posiekać. Posolić. Zalać wrzątkiem i zostawić pod przykryciem przez około 10-15 minut.
Kapustę kiszoną lekko odsączyć z nadmiaru płynu, posiekać drobniej jeśli jest taka potrzeba.

Karkówkę pokroić w większą kostkę i przesmażyć w osobnym rondlu - jakieś pół godziny. Posolić i popieprzyć.

Cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć na oliwie do zeszklenia. Posolić i odłożyć na bok.

Duży garnek postawić na małym ogniu. Włożyć kapustę białą odcedzoną z wody w której się morzyła.
Dodać kapustę kiszoną, listki laurowe, ziele angielskie i podsmażoną cebulę. Przemieszać. Jeśli potrzeba wlać odrobinę wody. Garnek przykryć pokrywką i gotować cały czas na małym ogniu.

W międzyczasie grzyby zalać wrzątkiem (ok. pół szklanki) i poczekać 10-15 minut aż zmiękną.

Pokroić kiełbasę w półplasterki i przesmażyć na tej samej patelni na której dusiliśmy cebulę. Wrzucić do garnka. Tak samo zrobić z boczkiem (pokrojonym w większą kostkę). Do garnka wrzucić też  przesmażoną karkówkę. Dodać szklankę wina, koncentrat pomidorowy, grzyby razem z wodą. Przemieszać i gotować dalej na małym ogniu jakieś pół godziny. Po tym czasie dodać śliwki i powidła śliwkowe.
Gotować na małym ogniu - co jakiś czas mieszając jeszcze jakieś 1,5 godziny co najmniej.
Po tym czasie bigos powinien być właściwie gotowy.

Można go doprawić solą - choć ja tego nie zrobiłam - kapusta biała była posolona, wędliny są raczej słone, doprawiona też była karkówka. Poza tym ja lubię jego lekko słodkawy smak - od kapusty i powideł.
Bigos najlepiej smakuje kilkakrotnie odgrzewany, na drugi, trzeci dzień - dlatego naprawdę warto zrobić go więcej.

Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz