03 kwietnia 2015

Najlepszy zielony sos do jaj i wędlin




Kilka dni temu przesuwaliśmy zegarki do przodu, a ja mam wrażenie, że cofnęliśmy też do tyłu porę roku. Równowaga w przyrodzie być musi. Strona z prognozą pogody yr.no (która zawsze się sprawdza!) donosi, że na święconkę będziemy musieli wybrać się z parasolem.  Dokładnie rok temu o tym czasie odpalaliśmy pierwszego grilla na urodzinach znajomego, a teraz nocną porą obserwowaliśmy lśniący szron na szybach samochodów. Święta wielkanocne, które zawsze były okazją do pierwszego czyszczenia leżaków i wygrzewania się na słońcu, pomiędzy dochodzeniem do stołu po sałatkę jarzynową i jajeczka w majonezie, spędzimy w tym roku, jak czuję mocno w kościach, wyłącznie pod dachem.
 
Idealnie ugotowane jajka na miękko, to coś, bez czego nie wyobrażam sobie wielkanocnego stołu. Kiedy na stole w niedzielne śniadanie, pojawia się miska ze złocistymi jajkami i ich lśniącymi skorupkami od gotującej się wody z łupinami cebuli, to wiem że na pewno są już święta. I chociaż wymyślamy ciągle to nowe wariacje na temat tradycyjnych potraw, to chyba w święta wielkanocne najbardziej smakują nam właśnie jajka i najlepsza wielkanocna szynka. Lubimy też jajka po szkocku. W zeszłym roku odkryliśmy ten idealny do jajek i szynki zielony sos, na bazie świeżych ziół, którego i w tym roku na pewno u nas nie zabraknie. Był absolutnym hitem i musieliśmy dorabiać go dwukrotnie, bo miał u nas wyjątkowe wzięcie.
Kiedy w niedzielę zamiast iść na rower, wkulnęłam się z powrotem pod kołdrę, spisując w myślach listę rzeczy do zrobienia, do kupienia i upieczenia i przeglądając kulinarne książki z wielkanocnymi przepisami, naszła mnie refleksja, która właściwie uwierała mnie już od dawna: książki są po prostu strasznie drogie. Gdybym miała wymienić powody, dla których Polacy nie czytają książek, to na pewno jednym z nich byłaby ich cena. Pamiętam książki po 12,99 zł, później po 19,99 zł i po 24,90 zł. Kiedy skoczyły do 34,90 zł pomyślałam oho! jest drogo, ale jeszcze do przełknięcia. Kiedy skoczyły do 39,90 zł to pomyślałam, że gorzej już być nie może. A jednak. Parę dni temu w sieciowym sklepie ze zgrozą spojrzałam na cenę książki, którą już, już zamierzałam kupić. 42,90! Wierzcie mi, że oszczędność lub skąpstwo są mi absolutnie obce, ale zdroworozsądkowo i z dużą przykrością odłożyłam książkę na półkę. Dla kogoś kto czyta kilka książek w tygodniu, te ceny są dla portfela zabójcze. Nie wiem kto ustala ceny książek. W czasach kiedy ananasa możemy kupić za 2,99 zł, płaszczyk z sieciówki za 89 zł, ceny benzyny schodzą w dół, to bilety do kina kosztują dla pary 48 zł, a ceny książek ciągle wzrastają. Może powinniśmy pytać Polaków, nie o to, czy czytają książki, ale dlaczego ich nie czytają? Może dlatego, że są po prostu za drogie? Dajcie im/nam szansę.

Owszem, są bazary z tanimi książkami, kiermasze z wyprzedażami, ale niestety nie ma tam nowości. Istnieją biblioteki, ale niektóre książki chce się mieć zwyczajnie na własność. Nie mam problemu z wydawaniem książek dalej. Półki w końcu też nie rozciągają się jak guma. Ubolewam nad tym, że idea bookcrossingu w Polsce kuleje. W regałach i na półkach znaleźć bowiem można prawie wyłącznie rupiecie, których ktoś pozbywa się ze strychu po generalnych porządkach. Są to albo roczniki statystyczne albo tytuły „Socjalizm w czasach PRL-U”. Apeluję o przemyślenie, czy ty dzieląc się tą książką w bookcrossingu, sam chciałbyś ją przeczytać?

Na święta Wielkanocne życzę Wam przede wszystkim zdrowia. Ale bardzo chciałabym żeby spełniło się dla was i dla mnie, jedno moje marzenie o tańszych książkach. Żebym nie musiała odkładać ich, nie kupując, na półkę. Książki są po to żeby je czytać. Może znajdziecie czas w te święta na przeczytanie chociaż jednej? Pogoda będzie temu sprzyjać.




Zielony sos frankfurcki tzw. Frankfurter Grüne Sauce podaje się w Niemczech na Wielkanoc do zimnych mięs, jaj, wędlin, ziemniaków i szparagów. Sos ten był ponoć ulubionym dodatkiem Johanna Wolfganga Goethego. W swoim składzie zawiera 7 ziół, czyli: ogórecznik lekarski, trybulę ogrodową, rzeżuchę, pietruszkę, szczaw, szczypiorek i anyż, które oczywiście można kupić w Niemczech jako gotową mieszankę. W Niemczech podaje się go jednak również poza Wielkanocą i osobiście uważam że jest to bardzo dobry pomysł.
Dodanie innych ziół sprawia, że sos trudno jest już nazwać frankfurckim, ale inspirując się nim i dodając inne zioła można dojść do równie smacznego efektu. Trudno podać idealne proporcje. Podaję te które mniej więcej odpowiadają mi najbardziej. Wy możecie zrobić swoją własną wersję. Pewnie w każdym domu będzie on smakował nieco inaczej.

Składniki sosu:

- 3 łyżki majonezu,
- 3 łyżki gęstej śmietany,
- 3 łyżki jogurtu,
- 5 jajek ugotowanych na twardo,
- 3 łyżki oleju,
- 1 łyżeczka musztardy,
- 1 łyżeczka octu winnego jabłkowego,
- sól, pieprz i cukier do smaku,
drobno posiekane:
- natka pietruszki,
- szczypiorek,
- koperek,
- rzeżucha.

Zioła drobno posiekać, żółtak jaj rozetrzeć, białka jaj drobno posiekać. Majonez, śmietanę i jogurt wlać do miski, dodać pokrojone zioła, roztarte żółtka jaj i posiekane białka. Wszystkie składniki dokładnie rozmieszać. Dodać olej, musztardę, ocet winny, doprawić do smaku odrobiną soli, cukru i pieprzu. Wymieszać. Przełożyć do słoiczka z zakrętką. Można przechowywać w lodówce przez parę dni.


Smacznego!


1 komentarz:

  1. No proszę, sam Goethe! U mnie dziko rośnie wiele jadalnej zieleniny i myślę, że na święta już "wyjdzie" z ziemi, więc spróbujemy tego sosiku. Wygląda pysznie!

    OdpowiedzUsuń