27 maja 2014

Omlet z jarmużem


Wierzcie mi lub nie, ale pierwszy raz jadłam jarmuż całkiem niedawno i od razu bardzo go polubiłam. Jeśli tylko zobaczycie gdzieś jarmuż, kupcie go koniecznie. Jeszcze rok, dwa temu było to problematyczne, ale teraz jarmuż jest zdecydowanie łatwiej dostępny. Jarmuż zawiera silne przeciwutleniacze i ma właściwości przeciwzapalne. Jest bogatym źródłem witaminy K, witaminy C, karotenoidów, a także wapnia. Podobnie jak brokuły i inne warzywa kapustowate zawiera sulforafan, związek mający właściwości przeciwnowotworowe. Jest również doskonałym źródłem żelaza.
Kupiłam go w jednym z sieciowych sklepów, paczkowany, umyty, od razu gotowy do spożycia. Nie wiem, czy jego smak da się z czymś porównać. Jarmuż to jarmuż. To jakby bardzo delikatna wersja brukselki (w jednej dziesiątej) i włoskiej kapusty (w jednej drugiej), ale ma bardziej delikatny, lekko orzechowy smak. Bardzo popularne są chipsy z jarmużu, ale ja polecam trzy dania z jarmużem, które są niezwykle smaczne i robię je bardzo często.

Jarmuż pamiętam z dzieciństwa. Z letnich popołudni spędzanych u moich dziadków. Dziadkowie zajmowali dolne piętro dużego powojennego domu, na górze mieszał wuj. Tak jak dom, tak też podzielony był ogród. Na połowie ogrodu należącego do wujka, rósł dorodny jarmuż, na drugiej połowie należącej do dziadków rosły owocowe drzewa i krzaczki porzeczek. Pamiętam więc jarmuż, choć nigdy go wtedy nie jadłam. Jadłam za to wtedy najlepszy eintopf na świecie przygotowywany przed dziadka. Z młodą, żółtą fasolką, którą zbierało się z pędów wspiętych na tyczkach obłożonych sznurkiem. Słodko-słono-kwaśny. Idealny. Niepowtarzalny. Nigdy później nie jadłam lepszego. Młode, ledwie dojrzałe, kwaśne porzeczki z dziadkowego ogrodu, wrzucaliśmy do kogla-mogla. Kręciliśmy go tak mocno, że omdlewały nam brudne od całego dnia zabaw na świeżym powietrzu ręce. Liczyło się to, czyje żółtko ukręcone z cukrem będzie "bardziej utarte do białości". Mieszaliśmy wtedy kogel mogel z ubitym białkiem, bo tak się u nas jadło i wrzucaliśmy na koniec porzeczki dla przełamania słodko-lepkiego smaku.

Pamiętam przesiadywanie na szerokich parapetach szeroko otwartych okien pomalowanych białą farbą, która łuszczyła się tak, że idealnie zdrapywało się ją kolejnymi warstwami. Stare, poskręcane, pnie winogron, których zielone liście dawały przyjemny cień, łuszczyły się tak samo jak farba na okiennej ramie. Na liściach załamywało się światło słonecznego południa, a my jedliśmy winogrona prosto z drzewa i pomni przestróg sprawdzaliśmy czy w winogronach nie ma szczypawek. To słowo budziło przerażenie i choć nigdy nie napotkałam tego roślinożernego owada, wydawało mi się, że znajdę go w każdej kulce winogrona, w jego zielonym miąższu.

W ogrodzie, pod szerokimi konarami jabłoni, siadając na starej ławce, wtulona w pachnący latem i domem dziadków babciny fartuch, słuchałam opowieści o zakopanych w ogrodzie butelkach wina, które przetrwały wojnę i następne pokolenie, a do tej pory nikt ich jeszcze nie odnalazł. Byłam wtedy wśród wnuków najmłodsza, a ponieważ każdy wiek ma swoje przywileje i zakazy, wyjątkowo mogłam zabierać się ze starszymi na łapanie motyli. Motyle łapane były u wszystkich możliwych sąsiadów w okolicy, bo kiedyś ogrody obsiane były kępami kwiatów, a nie idealnie przystrzyżoną trawą i tujami w równych odstępach. Motyle łapane były do słoików z dziurkowanymi wieczkami. Nie przyznałam się nigdy, ale motyle złapane w słoik trzepotały skrzydłami zupełnie inaczej niż te, które unosiły się w powietrzu i naprawdę strasznie się ich bałam. Nigdy nie poprosiłam o możliwość złapania motyla do ręki, bo sam trzepot ich skrzydeł zamkniętych pomiędzy szklanymi ścianami słoika wydawał mi się upiorny. Każdego lata spędzanego u dziadków patrzyłam na jarmuż i jego poskręcane listki i nigdy nie miałam okazji go spróbować. Aż do teraz.



(przepis własny)

Jarmuż wrzucony na patelnię z łyżką masła i odrobiną oliwy szybko się skręca, kurczy i naprawdę niesamowicie pachnie. Spróbujcie najprostszej wersji podsmażonego na maśle jarmużu z odrobiną soli i pieprzu. Zrobiłam omlet z odrobiną wiórków mozarelli i był to naprawdę smaczny omlet - również w wersji na zimno.

Składniki (dla jednej osoby):
- 2 garści jarmużu (należy usunąć grubsze części łodyg),
- łyżka masła i 2 łyżki oliwy,
- 2 jajka,
- garść mozarelli (opcjonalnie),
- sól i pieprz do smaku.

Przygotowanie:
Na patelni z nieprzywierającym dnem podgrzać masło z oliwą. Wrzucić jarmuż i przesmażyć dwie, trzy minuty. Rozłożyć równomiernie na patelni i ostrożnie wlać rozbełtane, osolone jajka. Odczekać chwilkę i drewnianą łopatką zsuwać delikatnie masę jajeczną do środka patelni z każdej strony i poruszając patelnią przelewać w wolne miejsca przy brzegach nieściętą jeszcze masę jajeczną. Wrzucić na wierzch odrobinę mozarelli. Poczekać 2 minuty aż masa się zetnie, a ser rozpuści. Jeść na ciepło lub na zimno.

Smacznego!

19 maja 2014

Szybki i elegancki tort bezowy dla zapracowanych



Dziś będzie o drodze na skróty. Mogłoby być o eleganckiej i klasycznej cudownej Pavlowej, ale nie ośmieliłabym się nazwać tak tego tortu. Pavlowa to własnoręcznie upieczone blaty bezowe, bita śmietana i orzeźwiające świeże owoce. Ta wersja to mrożona Pavlowa niebędąca Pavlową w efektownie zakończonej drodze na skróty. Takie skróty, które prowadzą prosto do celu.

Tort na zamówienie. Urodzinowy. Ulubiony mojego taty.

Bezy wymagają pieczenia i długiego suszenia w piekarniku. Kiedy urządzacie przyjęcie urodzinowe i musicie zrobić kilka rzeczy zajmując piekarnik, po prostu nie ma na to czasu.

Do tego tortu użyłam gotowych blatów bezowych kupionych w supermarkecie. Kiedy przygotowuję inną wersję tego deseru, z pokruszonymi bezami, kupuję mniejsze gotowe bezy w cukierni. Ten tort można podać w dwóch wariantach:

1) w wersji niemrożonej, ale w związku z tym, że bita śmietana przechowywana w lodówce może po kilkunastu godzinach opaść - radzę zrobić mniejszą wersję tortu lub zaprosić więcej osób do konsumpcji
2) w wersji zmrożonej, po kilku godzinach spędzonych w zamrażarce (zawczasu warto przygotować sobie miejsce!, a później wyciągnąć tort na pół godziny przed podaniem - pokrojenie bardzo zmrożonego tortu jest praktycznie niemożliwe).

Sami wybierzcie którą wersję wolicie - ja wole mrożoną :)

Skróty są bardzo przydatne. Wcale nie uważam, że użycie gotowych blatów jest czymś złym. Tort jest przepyszny. Pewnie nie powinnam się do tego przyznawać, ale korzystam z gotowców.  Kostka rosołowa, przydaje się wtedy kiedy skończy mi się zapas mrożonego gotowego bulionu. Lubię smak przyprawy maggi w płynie. Oczywiście, że kupuję gotowe pierogi (mam nawet swoje ulubione), quesadillas robię na gotowych plackach do tortilli i uwielbiam wręcz od czasu do czasu zjeść chińską ostrą zupę krabową :) Co nie znaczy oczywiście, że nie zdarza mi się przygotowywać wszystkiego własnoręcznie. Pewnie, że przygotowanie wszystkiego od a do z jest przyjemne i satysfakcjonujące, ale niestety często i pracochłonne. Nikogo jednak nie będę odwodzić od korzystania z gotowych produktów od czasu do czasu, jeśli rezultat jest smaczny i efektowny.







(przepis własny)

Do przygotowania tortu użyłam:
- 3 gotowych blatów bezowych - średnica 25 cm (do kupienia w supermarkecie),
- 600 ml śmietany kremówki,
- 2 szklanek świeżych malin lub mrożonych* (w paczce 450 g),
- 4-5 sporych łyżek konfitury malinowej (użyłam konfitury Łowicz),

* Mrożone maliny należy najpierw rozmrozić i dobrze odsączyć na sicie i ręczniku kuchennym, aby miały jak najmniej płynu.
To spory tort - można kupić mniejsze blaty bezowe i zmniejszyć ilość pozostałych składników o połowę.

Przygotowanie:
Bitą śmietanę ubić na sztywno. Dodać do niej konfiturę malinową (doda odrobinę słodyczy) oraz maliny. Delikatnie wymieszać. Przełożyć 3 blaty, lekko je dociskając (będą 3 warstwy bezy i 2 warstwy masy śmietanowej). Tort schłodzić w zamrażarce przez 2,3 godziny. Powinien być nie całkiem zamrożony, bo później trudno go pokroić. Jeśli będzie musiał być przechowywany w zamrażarce warto wyjąc go na pół godziny przed podaniem.


Smacznego!

13 maja 2014

Sernik chałwowy


Nie wiem dlaczego tak się dzieje, że niektóre wspomnienia odnajdują się w naszej pamięci w momentach najmniej spodziewanych. Co ważniejsze przypomina nam się to, o czym dawno zapomnieliśmy lub akurat to, co ukryte w najgłębszych zakamarkach naszej pamięci, wyszło na powierzchnię pod wpływem niespodziewanego impulsu. Coraz częściej przypominają mi się rzeczy, które schowane głęboko, czekały na dogodny moment, aby wyskoczyć jak fajerwerk i wywołać przyjemne uczucie ciepła na wspomnienie tego co się wydarzyło.

Jesteśmy tacy jakimi ukształtowało nas nasze dotychczasowe życie. Lubię wspomnienia i odwoływanie sie do przeszłości, do wszystkiego co przyjemne i co dobre wydarzyło się w moim życiu. To ponoć niezbyt zgodne z dzisiejszymi założeniami, że człowiek powinien być zanurzony w teraźniejszości i przede wszystkim myśleć o przyszłości. Przeszłość nie powinna nas interesować. Trzeba iść do przodu i myśleć o tym co będzie, a nie co było.

Kiedy jednak myślę, ile dobrych rzeczy wydarzyło się w moim życiu i jak bardzo mnie to ukształtowało i ile jeszcze niespodziewanie przywoływanych dobrych wspomnień mnie czeka, to wcale nie myślę, że myślenie o przeszłości jest takie złe.

Wspominam jak pewnego lata spaliśmy pod gołym niebem całą noc, na świeżych, pachnących zbożem, dopiero co przygotowancyh balotach. Był gorący sierpień, wielkie pole tuż pod lasem i kilka wielkich okrągłych balotów siana, które rolnik dopiero co zostawił po sianokosach. Położone na sztorc zapewniały nam wygodne legowisko. Zachód słońca nad widnokręgiem, nocne polaków rozmowy, wędzone sielawy, ciepło i zapach siana na którym siedzieliśmy, zaledwie dwa metry nad ziemią, choć czuliśmy się tak jakbyśmy siedzieli na szczycie świata. W naszej głowie kiełkowała zaledwie świadomość, że taki wieczór pewnie się już nie powtórzy i nie wiedzieliśmy jak bardzo było wtedy wyjątkowo. Miała być to tylko chwila spędzona na polu na sianie, a stało się tak, że opatuleni kołdrami spędziliśmy tam całą noc, śpiąc, budząc się i patrząc z niedowierzaniem w rozgwieżdżone niebo. Nie było bardzo wygodnie, ale wtedy liczyło się tylko to, że wiedzieliśmy że robimy coś wyjątkowego i żadne z nas nie chciało iść do ciepłego, wygodnego łóżka.
Od kiedy mamy taras planujemy że spędzimy noc pod gołym niebem. Ty będziesz spał tu, ty tu, ja tutaj, a ty może tutaj. Może weźmiemy materace, a może rozłożymy folię, bo wilgoć, a może o pierwszej albo drugiej wrócimy do naszych łóżek. Nie będzie tak daleko, jak poranna, stumetrowa droga wtedy przez pole, bo do łóżek będziemy mieli zaledwie kilka metrów. Ale to nieważne. Najważniejsze że planujemy i chcemy. Myślę więc o przyszłości, ale tylko po to, aby móc cieszyć się chwilą która nadejdzie i budować wspomnienia.

Chciałabym kiedyś z uśmiechem wspomnieć i tę noc.