27 stycznia 2014

Za co kochamy Amerykę? Makaron z sosem z masła orzechowego




Jak jest zima to musi być zimno pani kierowniczko. Takie jest odwieczne prawo natury!
Zasadniczo zima to czas karnawału, melanży, prywatek, domówek, posiadówek, biforów i afterów.
A że zasadniczo zależy nam na jak najlepszym wyglądzie, bowiem takie jest odwieczne prawo kobiet w piątkowy lub sobotni wieczór, kiedy stajemy na rzęsach, aby wbić się w postświąteczno-sylwestrowym czasie w najlepszą i nie wiedzieć czemu skurczoną w ciągu ostatnich miesięcy kreację, staramy się zagłuszyć wewnętrzny głos, który dopomina się o porcję dodatkowych, zimowych kalorii.

Jednak z wewnętrznymi głosami to jest tak, że nijak nie da się ich zagłuszyć jeśli już się pojawią dopominając o swoje. Pomyślałam fast food, pomyślałam soczysty cheesburger i chrupiące, opiekane skrzydełka i kiedy już miałam poprzestać na wizycie w jednym z przybytków, które dbają o nasze dodatkowe warstewki tłuszczu przypomniało mi się, że mam w lodówce masło orzechowe. Pomyślałam: Ameryka! Jednak jeszcze wtedy nie skrystalizował się pomysł na danie, które było dopiero w bardzo wczesnej fazie konceptualizacji, a  moje owładnięte myślą o kaloriach myśli poszybowały ku hot-dogom z prażoną cebulką, hamburgerom z soczystym pomidorem, musztardą i majonezem, świeżo wypieczonym muffinom z jagodami, czekoladowemu brownie, popitym zimną coca-colą, maślanym chlebkom bananowym, naleśnikom z syropem, soczystym żeberkom z sosem barbecue, średnio wysmażonym lub nawet krwistym stekom, makaronowi z serem, piankom Marshmallow i kanapce fluffernutter, czyli kanapce z masła orzechowego i kremu z pianek Marsmallow. Tylko Amerykanie mogli wymyślić coś takiego. Wyobrażacie sobie?

26 stycznia 2014

Rogaliki drożdżowe nadziewane


Dawno nie mieliśmy weekendu tylko dla siebie. Leniwego, spokojnego, w dresach, przed telewizorem. Pierwszego od dawien dawna bez postimprezowego śniadania "day after". Roletę podnoszę coraz wyżej i wyżej wpuszczając coraz więcej słońca. Pomimo siarczystego mrozu mam ochotę na spacer. Obejrzałam wszystkie możliwe filmy jakie leciały w telewizji. Bruce Willis w Szklanej Pulapce 5 wygląda lepiej niż w części pierwszej. Już nigdy nie ocenię filmu na podstawie plakatu. Tak, tak. "Goryl Śnieżek w Barcelonie" to naprawdę fajne kino (naprawdę to napisałam?) - nie wiedziałam że to hiszpańska produkcja. Tyle WOLNEGO czasu do dyspozycji. Powinnam posprzątac, zrobic coś konstruktywnego, ale wcale mi się nie chce. Nie lubię prasowania, odkurzania, składania rzeczy, nawet nie lubię wykładac naczyń ze zmywarki. Jestem za to znakomita w tak zwanym doprowadzaniu mieszkania do ładu ogólnego, szczegółach które sprawiają, że mieszkanie lśni. Nazywam to estetycznym okiem. Jestem idealnym szefem produkcji. Kiedy wchodzę do kuchni jestem w swoim żywiole, ale robię przy tym straszny bałagan. W trakcie gotowania kuchnia przypomina pole walki, choc zdarza mi się panowac nad żywiołem. Kiedy T. robi omlet jajka rozbite w miseczkach czekają na swoją kolej. To samo z pokrojoną szynką, cebulą, pieczarkami i masłem. Nawet masło (!) siedzi osobno w miseczce. Kiedy ja robię omlet wylane na patelnię jajka przypominają mi o tym, że trzeba wyciągnąc z lodówki szynkę. Możecie więc sobie wyobrazic kuchnię wtedy, gdy piekę coś co wymaga miksowania, wymieszania i wałkowania. Jednak to co doprowadzilam do perfekcji to sprzątanie kuchni w 5 minut. Jestem w tym naprawde dobra.

19 stycznia 2014

Nadziewane pieczone jabłka



Stając się kimś innym, mogę uwolnić się od wszystkiego. Ale dokądkolwiek zmierzałem, zawsze pozostawałem taki sam. To czego ci brakuje nigdy się nie zmienia. Może się zmienić otoczenie, ale wciąż pozostaję tą samą niekompletną osobą. Nęka mnie głód którego nigdy nie zdołam zaspokoić. Myślę, że moją osobowość najlepiej definiuje właśnie ten brak...(...) H. Murakami, Na południe od granicy, na zachód od słońca.

Kiedy przeczytałam ten fragment z książki Murakamiego stwierdziłam, że idealnie definiuje to co czuję cały czas. Głód którego nie mogę zaspokoić, brak który staram się wypełnić. Odnaleźć to co powoduje, że ciągle mi mało, że chcę więcej i bardziej. Nie wystarcza mi to co mam. 

Nie mam ochoty na takie same dni. Przynajmniej tu i teraz. Nie chcę przegapić żadnego momentu i stracić chwil, które mogą się nie powtórzyć.  Wiem co powinnam i wiem co mogę. Dobrze wiem czego mi nie wolno, ale nie idę prostą drogą. Chcę skręcić w lewo lub prawo lub zatrzymać się by sprawdzić czy to co czeka mnie za zakrętem sprawi, że brak stanie się mniej odczuwalny. Ostatnio dużo się dzieje, jest intensywnie, inaczej, bardziej, ale nie wiem czy tak być powinno. Pomiędzy chcę i mogę, a nie powinnam pojawia się znak zapytania, który uwiera mnie w bok i każe zastanowić się czy to co robię jest właściwe.  Ale kiedy budzę się rano myśląc o wszystkim co było, zastanawiając się dlaczego podejmujemy takie a nie inne decyzje, robiąc to co robimy, często popadając w skrajne emocje i nadmiernie eksploatując samego siebie – to chyba nie żałuję, bo mój głód jest mniej odczuwalny, a brak mniej mi doskwiera.
Gdybyśmy wiedzieli co nas czeka  - pewnie nie wstalibyśmy z łóżka. Ja się nie boję. 

05 stycznia 2014

Omlet zapiekany



Omlet zapiekany to taki rodzaj omletu, który nie wymaga stania przy patelni i mieszania. 
Wystarczy odpowiednio wcześniej włączyć piekarnik, wyciągnąć jajka, zrobić szybki przegląd lodówki (u mnie kozi ser i kawałek kiełbasy chorizo) i Voila!

Temperatura z piekarnika podniesie masę jajeczną do góry.
Omlet zapieka się około 20 minut w temperaturze 180 stopni.

Jeśli już podaję taki zapiekany omlet staram się, żeby każdy miał swoją porcję, a naczynie do podania bylo jak najładniejsze. Używam do tego ceramicznych kokilek, ale można to zrobic na patelni z rączką, która nadaje się do podgrzewania w piekarniku.

Taki omlet można zrobić dosłownie ze wszystkim 
(dodatki: pomidory, mozarella, szpinak, szynka, suszone pomidory, wędzony łosoś, camembert, przesmażone na maśle pieczarki, krewetki, ulubione zioła).