30 grudnia 2013

Kaiserschmarrn. Cesarski omlet



Najlepiej sprawdzają się uniwersalne prawdy. Weź prysznic od razu będzie ci lepiej. Zjedz śniadanie od razu lepiej się poczujesz. I kiedy pomimo wszystko dopada mnie ostatniodnioworoczna chandra i popadam w melancholijny nastrój schowana w południe pod kołdrą z kłębkiem zbitych myśli, które próbuję rozsupłać, a której każdy rozprostowany koniec prowadzi donikąd, obracam w myślach proste słowa każdego z możliwych rozwiązań, wkładam puzzle we właściwe miejsca i rozczarowana patrzę na efekt końcowy, który wcale mnie nie zadowala – na przekór wszystkiemu wstaję z łóżka i w nowej piżamie (prezent) i kapciach z kokardkami (prezent) idę pod prysznic.

Patrzę na półki. Żadnego rewelacyjnego spa, mnóstwa słoików, buteleczek i opakowań z otwartymi kosmetykami. Jeden szampon, jeden żel, jeden peeling. Tak mam, że nie otwieram kolejnego opakowania dopóki nie skończę poprzedniego, a jeśli już zdarzy się takie przeoczenie – wyciskam z tubki ile tylko się da, żeby jak najszybciej skończyć to co jest w środku. Tak mam.

Na życie przekłada się to mniej więcej tak, że zaczynam wiele rzeczy, ale sen z powiek spędza mi to że coś jest niedokończone. Jedno spotkanie którego nie było, jeden telefon, który nie zadzwonił. Męczy mnie wszystko to co tkwi niedopowiedziane gdzieś z tyłu mojej głowy i nie mogę wrzucić na luz i powiedzieć sobie ot tak, ces’t la vie. Każde z moich opakowań ma swoje miejsce.

Nie dostrzegam tego, że inni otwierają ich tak dużo, że zapominają o tych już otwartych albo marnują ich zawartość. Próbują, testują i idą swoją drogą szukając dalej. Jestem zawiedziona i rozczarowana, jak łatwo można przeskoczyć z jednego miejsca w drugie zapominając lub marnując to co było ważne. Nie chcę niczego marnować. Jest mi przykro, że tak można. Staram się zrozumieć, że to nie jest celowe. Niektórzy po prostu tacy są. Za dużo oczekiwań, wymagań, za dużo wszystkiego. Niepotrzebnie. 

W nowym roku więc wrzucam na luz. Chcę jak najwięcej otwartych pudełek, tubek, słoików i innych opakowań. Chcę testować jak najwięcej i nawet jeśli zdarzy mi się zapomnieć o tym jak wiele z nich jest otwartych – nie będę się tym przejmować.
Ces't la vie. Żadnych więcej rozczarowań.




Kaiserschmarrn to inaczej cesarski omlet. 
To rodzaj słodkiego omletu, który przyrządza się na bazie ubitych białek. 
Jest bardzo puszysty, delikatny, idealny na śniadanie.
Podaje się go oprószonego cukrem pudrem i z dodatkiem ulubionych dodatków: świeżych owoców latem, powideł śliwkowych, dżemu, konfitury. U mnie cukier puder i starta skórka ze sparzonej pomarańczy.

Składniki na jeden spory omlet:
- 3 jajka (osobno białka/ osobno żółtka),
- 2 płaskie łyżki mąki,
- 2, 3 łyżki mleka,
- 2 łyżki masła,
- kilka łyżek cukru pudru.

Przygotowanie:
Białka ubijamy na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodajemy łyżkę cukru pudru. Żółtka mieszamy z mlekiem i mąką. Masę żółtkową dodajemy do masy białkowej. Delikatnie mieszamy. Na patelni rozgrzewamy masło. Gotową masę wylewamy na patelnię, smażymy, aż spód zacznie sie przypiekać. Wtedy, albo: przekładamy na drugą stronę za pomocą dwóch łopatek (trudniejszy sposób), albo rozkawałkowujemy za pomocą drewnianej łopatki na mniejsze kwadraciki (łatwiejszy sposób). Smażymy na lekko złotobrązowy kolor. Posypujemy cukrem pudrem. Podajemy od razu z ulubionymi dodatkami.

Smacznego!

28 grudnia 2013

Świąteczny nadziewany indyk




Niedzielne obiady z dziadkami zawsze okraszone były anegdotami,  kawałami i dowcipami. Pewnie większość z nich byłaby dziś niepoprawna politycznie i z pewnością ocenzurowana, ale wszystko działo się dawno temu, a to co było a nie jest, nie pisze się w rejestr...
Kiedy więc oczekiwani goście przybyli do nas dosłownie z indykiem pod pachą od razu przypomniały mi się słowa dziadka o gościach: Chować się goście idą! Ale niosą gęś pod pachą! Uff! Jak dobrze że już idą...
Co prawda pod pachą był indyk, a goście byli bardzo oczekiwani, ale te słowa zawsze przypominają mi się kiedy goście spodziewani lub nie przyniosą coś ze sobą. Wcale nie musi być to indyk, ale własnoręcznie przygotowany lub zakupiony drobiazg jest zawsze mile widziany.

Świąteczny indyk nie jest wcale tak trudny do przygotowania. Problemem może być jedynie odwrócenie indyka na drugą stronę podczas pieczenia, ze względu na jego ciężar. Warto mieć wtedy koło siebie pomocnika, który pomoże nam wyjąć indyka z piekarnika i odwrócić go na drugą stronę, ale tak poza tym jest to zupełnie prosta sprawa. Ptaka wystarczy dzień wcześniej odpowiednio przygotować, natrzeć przyprawami i zostawić na noc w lodówce, następnego dnia wystarczy wypełnić indyka odpowiednio przygotowanym farszem, a nagrzany piekarnik zrobi za nas całą resztę.
Farsz jest równie ważny jak indycze mięso. Stanowi jego idealne uzupełnienie. Taki faszerowany indyk wystarczy na wiele porcji i z pewnością wszyscy przy stole będą usatysfakcjonowani.

Składniki:
- 3-3,5 kilogramowy indyk,
Do natarcia:
- sól, pieprz, majeranek i słodka papryka.
- oliwa.
- plasterki pomarańczy do obłożenia indyka podczas pieczenia (opcjonalnie)

Farsz:
- ok. 700 g mielonego indyczego mięsa,
- 2 pszenne bułki (gdy używamy czerstwych warto namoczyć je chwilę w mleku),
- 3/4 szklanki suszonej żurawiny,
- posiekana natka pietruszki,
- 2 płaskie łyżeczki suszonego rozmarynu,
- 3 łyżeczki suszonego majeranku,
- 2-3 pokrojone w grubszą kostkę jabłka ze skórką.
- sól i pieprz do smaku.


Przygotowanie:
Dzień przed pieczeniem przygotowujemy indyka. Dokładnie usuwamy podroby, myjemy indyka i dokładnie osuszamy/ usuwamy szyjkę. Nacieramy go solą, odrobiną majeranku i słodkiej papryki na zewnątrz i wewnątrz i wkładamy na noc do lodówki.

Farsz:
Wszystkie składniki farszu dokładnie mieszamy. Gdyby był zbyt rzadki dodajemy tartej bułki, gdyby był zbyt zwarty dodajemy odrobinę stopionego masła. Faszerujemy indyka powstałym nadzieniem/ gdyby okazało się, że jest jeszcze miejsce dodajemy ćwiartki jabłek ze skórką. Miejsce wkładania farszu dokładnie zamykamy za pomocą dwóch, trzech szpikulców (można je też zszyć grubszą nicią). Nóżki związujemy nicią.
Indyka delikatnie nacieramy oliwą i jeszcze raz delikatnie solimy.
Wkładamy indyka do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (góra i dół). Pieczemy na dużej blaszce lub specjalnym naczyniu z wyższymi ściankami. Przyjmuje się, że na każdy kilogram przypada około godzina pieczenia. Indyka pieczemy więc około 3-3,5 godziny. Mniej więcej w połowie pieczenia warto przełożyć indyka na drugą stronę. Warto sprawdzić czy indyk jest upieczony nadziewając go szpikulcem. Płyn po wypłynięciu powinien być bezbarwny.
Przed pokrojeniem usuwamy wszystkie nici i szpikulce. Kroimy w grube plastry/ nóżki podajemy osobno, farsz też podajemy osobno pokrojony w grube plastry.




Smacznego!

21 grudnia 2013

Ciasto z Earl Greyem. Wesołych Świąt!

To będzie wpis o świętach.
O dobrych uczynkach.
O zwykłej ludzkiej potrzebie bycia kochanym i o historii, którą nosi w sobie każdy człowiek.
Nawet ten, którego obojętnie mijamy na ulicy.


Wsiadam do taksówki. Czeka mnie dłuższa trasa. Pan taksówkarz na oko siedemdziesięcioletni, krzesło odsunięte, gruba kurtka, czapka na głowie i grube szkła w oprawkach, które zwisają z czubka nosa. Przeczuwam, że czeka mnie podróż pełna smutnych, przygnębiających opowieści, narzekań, skarg i utyskiwania na wszystko wokół. Zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że wcale nie będzie tak źle jak mi się na początku wydawało. To będzie neapolitańska gwiazdka – zagaja w pewnym momencie. Naepolitańska – pytam – dlaczego? Bo tak ciepło! – śmieje się. Zna Pani Neapol? Mam córkę w Neapolu. Mieszka tam już od wielu lat. Wyszła za mąż. Córka tym razem nie przyjedzie na gwiazdkę. Żona jest chora, miała operację, wraca powoli do siebie, ale nic córce nie mówiliśmy, bo nie chcieliśmy jej martwić. Córka lada dzień spodziewa się drugiego dziecka. Czekamy z żoną na telefon. 
Ale wcale nie rozmawiamy o chorobie żony, o podatkach, okropnym rządzie, dwudziestu latach za kółkiem, korkach i o złej pogodzie. Tylko o Neapolu. O mieście, o budynkach, o ulicach, architekturze, o tym jak lubią z żoną spędzać tam lato i o tym jak wnuczka lubi do nich przyjeżdżać na zimę. O tym jak bardzo za nimi tęsknią i o tym jak wielką będą mieli choinkę w tym roku, bo aż po sufit. To życzenie wnuczek drugiej córki. Taką chciały mieć na święta. Mam trzy piękne córki – mówi ukradkiem ocierając łzę.

Kolejny dzień. Inna taksówka. Jeszcze dłuższa trasa. Ja to wie pani raczej mruk jestem. Nie lubię rozmawiać. Starszy człowiek rzeczywiście wydaje się mało rozmowny, ale im dalej jedziemy, tym częściej zabiera głos. W końcu ja tylko potakuję i uśmiecham się słuchając tego co mówi. 
Codziennie jeżdżę do mojej mamy na obiad. Mówię jej, że nie ma dla mnie tyle gotować, ale ona to lubi. Zawsze dobrze gotowała. Zaczynamy rozmawiać o szarych kluskach. Czy lepsze z boczkiem, cebulką czy z samym tłuszczem, czy lepiej może wszystko naraz. Wie pani mieszkamy w dużym domu za miastem. Dzieci tak chciały, a teraz i tak wszyscy siedzimy zimą na dole i palimy w kominku żeby dogrzać dół. Tak jest lepiej - mówi - przynajmniej jesteśmy wszyscy razem. Żona wszystkiego pilnowała. Prezentów, choinki, tego jak mam się ubrać. Pilnowała? – pytam. Trzy lata temu zachorowała – już jej z nami nie ma. Jakoś sobie radzę, ale widzi pani – nawet nie wiem co ubrać, jak to dopasować. Zmieniam temat i pytam o święta. Choinka już jest. Duża. Bardzo duża. Z naszego ogrodu. I tak musiałem ją wyciąć bo zasłaniała nam ładny widok. Wnuki już nie mogły się jej doczekać. Ryby też już mam. Właśnie wiozę je do mamy. Ona ma 80 lat, a wszystko robi sama. Nikt nie może jej wyręczać. Na święta będziemy wszyscy razem. Też z teściową. Sama została jak żony już nie ma. Raz w tygodniu jadę do niej, żeby porozmawiać. Zapytać czy jej czegoś nie potrzeba, ale głównie to porozmawiać, bo nie chcę, żeby sama siedziała. Jest pan dobrym człowiekiem - mówię. Patrzy na mnie zaskoczony i chyba wzruszony. Wie pani – tak po prostu musi być. Tak musi być. 
Wysiadam z taksówki w zupełnie innym nastroju niż wsiadałam. Cieszę się z tego spotkania. Dziękuję za moich bliskich. Za to, że mam z kim spędzić te święta i za to, że tak jak co roku będzie pięknie, wzruszająco i że już nie mogę się doczekać. Może choinka nie będzie pod sam sufit, ale będzie stała przy naszym wigilijnym stole, przy którym zgromadzą się wszyscy których kocham.
Tego Wam życzę.
Wesołych Świąt.



Przepis: Ciasto z Earl Greyem Anny Olson/ bardzo wilgotne/

Ciasto jest bardzo wilgotne, aromatyczne, smakuje idealnie do przedpołudniowej herbaty :)
Bardzo dobrze się przechowuje - do kilku dni - miałam wrażenie, że im starsze tym smaczniejsze. Herbata Earl Grey nie jest mocno wyczuwalna, nadaje na pewno ciastu koloru.
Ciasto nie jest też mocno słodkie, dla zwolenników słodszych ciast radzę dodać ćwiartkę szklanki cukru więcej.

Składniki: 
- 2 szklanki parzonej herbaty Earl Grey / minimum to 5 torebek,
- 1 szklanka rodzynek,
- 2 i 1/2 szklanki mąki,
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
- 1 szklanka drobnego cukru do wypieków,
- 1 płaska łyżeczka soli,
- 1 łyżeczka cynamonu,
- pół łyżeczki czarnego mielonego pieprzu (w org. jest 1/4 łyżeczki),
- 1/2 kostki masła (125 g),

Przygotowanie: 
Piekarnik nagrzewamy do 175 stopni.
Rodzynki zalewamy dwiema szklankami bardzo gorącego naparu z herbaty Earl Grey. Odstawiamy żeby zmiękły/studzimy. Do miski przesiewamy mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sól i przyprawy. Masło rozpuszczamy i przestudzone wlewamy do miski z suchymi składnikami. Dodajemy przestudzoną herbatę z rodzynkami. Mieszamy, aż masa będzie gładka. Przelewamy ciasto do formy keksowej (natłuszczonej lub wyłożonej papierem do pieczenia). Pieczemy ok. 60-70 minut. Upieczenie sprawdzamy patyczkiem do szaszłyków. W razie potrzeby pieczemy kilka minut dłużej. Patyczek musi być suchy.  

Smacznego!

15 grudnia 2013

Korzenne razowe muffiny z jabłkami

Mąka razowa idealnie się tu nadaje. Słodyczy dodaje miód, brązowy cukier oraz jabłka, a pikantności i aromatu korzenne przyprawy. Muffiny są wilgotne, a mąką razowa wcale nie sprawia że są cięższe od tych pieczonych na mące pszennej. Przybrane lukrem i perełkami mogą być alternatywą dla tradycyjnych korzennych świątecznych ciast.


(Inspirowałam się przepisem z tego bloga)

Składniki na około 12 sztuk:
składniki suche
- jedną i pół szklanki mąki razowej żytniej
- pół szklanki brązowego cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżeczki przyprawy do piernika
- 1 płaska łyżeczka cynamonu
składniki mokre
- 2/3 szklanki mleka
- 100 gram rozpuszczonego i ostudzonego masła
- 2 jabłka starte na tarce o grubych oczkach
- 2 jajka
- 2 łyżeczki miodu

W jednej misce mieszamy składniki suche, czyli mąkę, cukier, proszek do pieczenia oraz przyprawę do piernika. Jabłka ścieramy na tarce z dużymi oczkami. W drugiej misce mieszamy mokre składniki (jajka należy dobrze rozmieszać widelcem) i dodajemy do nich starte jabłko, mleko oraz rozpuszczone masło. Do suchych składników dodajemy mokre i mieszamy. Nakładamy do foremek wypełnionych papilotkami prawie do samej krawędzi, bo ciasteczka nie wyrastają bardzo mocno. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 25-30 minut.



Smacznego!

01 grudnia 2013

Mini-serniczki z kremem speculoos


Speculaas (speculoos) to belgijskie ciasteczka korzenne o kształcie figurki z wyciśniętym w cieście ornamentem - tradycyjnie wyrabiane przy użyciu drewnianych form.
  
Krem na bazie tych ciasteczek jest po prostu LEPSZY NIŻ MASŁO ORZECHOWE I NUTELLA RAZEM WZIĘTE. Taki krem wytworzony na bazie tych ciasteczek można kupić w delikatesach (np. Alma). Ja kupiłam swój na wyprzedaży w sklepie z belgijską żywnością za naprawdę nieprzyzwoicie małą kwotę.




Składniki na przygotowanie około 12 sztuk mini-serniczków:
Na spód:
- 150 g kruchych czekoladowych ciastek,
- łyżka roztopionego masła.

Ciastka rozdrabniamy w malakserze. Dodajemy rozpuszczone masło i mieszamy. Masą wypełniamy formę do muffinów wypełnioną papierowymi papilotkami. Masę ciasteczkową "przyklepujemy" na płasko.

Wypełnienie:
- 450 g sera twarogowego do sernika (użyłam sera w wiaderku Pilos do kupienia w Lidlu),
- 4 czubate łyżki cukru pudru,
- 1 jajko,
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej,
do 1/2 masy dodajemy:
- 3 łyżki kremu speculoos

Ser miksujemy z cukrem na gładką masę. Dodajemy jajko i dalej miksujemy. Na koniec mieszamy wszystko z mąką ziemniaczaną. Połowę masy przekładamy do innego naczynia i dodajemy do niej 3 łyżki kremu speculoos. Wszystko dokładnie miksujemy. Masa będzie nieco "tęższa" niż ta z samego sera.
Masę serową wykładamy do foremek. Na to wkładamy masę z kremem speculoos. Wygładzamy.
Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy około 25 minut.
Po upieczeniu mini-serniczki wyciągamy z formy i studzimy na kratce.

Na wierzch:
- 3 łyżki kremu speculoos + 2 łyżki mleka.

Po wystudzeniu serniczki ozdabiamy polewą. W tym celu podgrzewamy krem speculoos (na małym ogniu lub w mikrofali) i rozcieńczamy odrobiną mleka. Polewą dekorujemy serniczki.
Ozdabiamy np. jadalnymi perełkami.


Smacznego!